Parafia św. Wawrzyńca w Regulicach

Święci

 

Bp Jan Pietraszko – sylwetka

 Miał w sobie religijność polskiego ludu

[dodano: 2 marca 2018]

Jan Pietraszko urodził się w 7 sierpnia 1911 roku w Buczkowicach koło Żywca jako syn Józefa i Anny Migdał, z zawodu rolników, którzy utrzymywali swą liczną rodzinę z niewielkiego gospodarstwa. Jako trzyletni chłopiec stracił matkę, która osierociła troje dzieci: Jana, Władysława i Józefa. Ojciec ożenił się z siostrą zmarłej żony Marianną, która urodziła mu siedmioro dzieci. Jan miał więc pięć sióstr i czterech braci. Stanisław Pietraszko, młodszy o 12 lat brat biskupa, wspominał, że w małym domu musieli zmieścić się wszyscy członkowie wielodzietnej rodziny. „Było ciasno, ale byliśmy bardzo szczęśliwi. Spaliśmy tam, gdzie było miejsce” – opowiadał, przyznając ze wzruszeniem, że starszy brat bardzo w życiu mu pomógł. „Towarzyszyłem mu od dziecka. Obserwowałem, co czytał, czym się zajmował. Potem po tych śladach starałem się iść. Obserwowałem jego zainteresowania: fotografika, filmowanie, muzyka, harcerstwo. Pamiętam, jak budował kiedyś kryształkowy aparat radiowy. Zawsze odczuwałem jego pomoc, szczególnie w czasie studiów” – wspominał.

Bp Pietraszko, który wywarł wielki wpływ na pokolenia krakowskich intelektualistów, miał w sobie naturalną religijność polskiego ludu i korzystał z doświadczenia wiary ludzi, którzy byli dla niego ważni, jak dziadkowie czy rodzice. Wielki wpływ na ukształtowanie duchowej postawy sługi Bożego miał ks. Kazimierz Majgier, proboszcz w Buczkowicach w latach 30., a następnie w latach 1957-1962. Obdarzył on przyszłego biskupa wielką troską i miłością. Zresztą, sam sługa Boży wielokrotnie wyrażał swoją wdzięczność dla niego.

Umiłował kapłaństwo

Po maturze Jan wstąpił do seminarium krakowskiego i w 1936 przyjął święcenia z rąk abp. Adama Stefana Sapiehy, którego kapelanem został dwa lata później. Pracował jako wikariusz w Rabce i Zakopanem, a następnie w parafii św. Szczepana w Krakowie. We wrześniu 1947 został prefektem Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie. Rok później powierzono mu duszpasterstwo akademickie w Uniwersyteckiej Kolegiacie św. Anny. Z tym kościołem i parafią, której proboszczem został 18 lutego 1957, związał całe swe kapłańskie życie. Jako duszpasterz akademicki opiekował się również kołami Juventus Christiana. Była to organizacja, która zaraz po wojnie niosła wsparcie tym, którzy z racji studiów czuli się zagubieni w obcym mieście. Wielu z nich w czasie wojny straciło bliskich i oparcie w rodzinie. Ks. Jan pomagał tym młodym ludziom. Był wrażliwy na ludzką biedę. Jak przed wiekami św. Jan Kanty, który również spoczywa w murach kolegiaty św. Anny, bp Pietraszko znany był z umiejętności dyskretnego pomagania potrzebującym. Ludzie przekazywali mu fundusze, dzięki którym mógł pomóc osobom w trudnej sytuacji. Ubogim zapisał w testamencie swój skromny dobytek.

Marta Żurawska, która pamięta sługę Bożego jako duszpasterza akademickiego, wspomina: „Kochaliśmy go bardzo i on nas kochał. Żył naszym życiem i pokazywał całym sobą, że kochać kogoś to cieszyć się nim. Odrywał nas od codziennych, szarych trosk i podnosił nasze spojrzenia w stronę nieba”. Wyznała, że gdy zobaczyła go po raz pierwszy, modlącego się w kościele, „jakby przeszła przez nią iskra”. „Cała nauka bp. Jana miała na celu to, żeby ludzie zobaczyli, że doczesność jest tylko przedsionkiem, w którym zapalają się iskry, które prowadzą do Ognia – Boga” – nawiązuje do tej metafory Ludmiła Grygiel. Według niej, pokazywał on istotę chrześcijaństwa, którą można streścić w słowach: rodzinność i odpowiedzialność.

Bp Pietraszko był kimś szczególnym także dla kapłanów. „Był wyzwaniem, nie wszyscy go lubili. Wierne wypełnianie obowiązków powodowało, że wystawiał się na ryzyko odrzucenia” – uważa bp Tadeusz Pieronek. Zetknął się z bp. Janem Pietraszką jako kleryk, gdy ten był prefektem w krakowskim seminarium duchownym. „On myślał Ewangelią. Był blisko Boga i blisko Ewangelii, i tym należy tłumaczyć skorupkę, którą był otoczony” – wspomina cichego i nieśmiałego kapłana. „Był nadzwyczajny w zwyczajności, nigdy nie pchał się do pierwszych rzędów. Był mistykiem w tym sensie, że słuchał Boga” – dodaje.

Prorok ze św. Anny

Tak zatytułowana jest książka poświęcona słudze Bożemu. Jej autorka, Ludmiła Grygiel, tłumaczy, że określenie „prorok” w odniesieniu do legendarnego duszpasterza młodych rozumie w sensie biblijnym. „Prorok mówi ludziom, czego Bóg od nich chce. Prorok troszczy się o człowieka i z miłości do niego chce go doprowadzić do Boga” – podkreśla. Ks. prof. Józef Tischner mówił o nim, że „zamieniał ziarno Ewangelii w chleb dla wygłodzonych”. Tajemnicę jego kazań Grygiel tłumaczy tym, że był to człowiek, który „miał głębokie przekonanie o tym, co mówił, a takie przekonanie ma tylko ktoś, kto wierzy w to, co mówi”.

Jego homilie już w latach 40. przyciągały do św. Anny tłumy, głównie studentów i przedstawicieli inteligencji. Wśród słuchaczy był młody Józef Tischner. Wówczas jeszcze student prawa, zapamiętał padające z ambony słowa do tego stopnia, że nawet po czterdziestu latach potrafił przytoczyć je z pamięci. Z czasem ks. Pietraszko stał się jego opiekunem duchowym i spowiednikiem. „Nikt tak jak on nie doceniał i nie akcentował ewangelicznej głębi Kościoła” – wspominał Tischner po latach swego mentora, przyjaciela i współpracownika.

Jak opowiada postulator procesu beatyfikacyjnego bp. Pietraszki ks. infułat Władysław Gasidło, bp Pietraszko przygotowywał swoje homilie z wielką troskliwością, popartą długą modlitwą, uważną lekturą Pisma Świętego oraz dzieł teologicznych. „Źródłem, z którego czerpał nade wszystko, było jego wrażliwe serce, pełne obecności niezgłębionego Boga. Charyzmat głosiciela Ewangelii, jakim go Bóg obdarzył, łączył z ogromnym trudem i wysiłkiem kaznodziei” – zauważył duchowny. „Mówił tak, jak nikt inny nie mówił. Nie słyszałem, żeby ktoś tak mówił kiedy o Ewangelii” – wyznał ks. Tischner podczas pogrzebu swojego mistrza.

Według opinii wielu słuchaczy, jako kaznodzieja bp Pietraszko stworzył własny styl. „Nie mieszał religii z polityką ani ekonomią. Zadanie, jakie sobie stawiał, polegało na religijnym budowaniu człowieka. Można powiedzieć, że były to mowy budujące, adresowane do człowieka zniszczonego, narażonego na zniszczenie. Budujące za pomocą Ewangelii. Jego styl jest, moim zdaniem, nie do podrobienia” – oceniał autor „Etyki solidarności”.

Skromny i niezłomny biskup

15 kwietnia 1963 r. ks. Pietraszko przyjął na Wawelu z rąk Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego sakrę biskupią. Obowiązki biskupie łączył z posługą proboszcza u św. Anny.

Był jednym z ojców Soboru Watykańskiego II. Zaangażował się w odnowę Kościoła Krakowskiego, w prace Archidiecezjalnej Komisji Liturgicznej, w Archidiecezjalnej Komisji ds. Apostolstwa Świeckich, w Komisji Episkopatu ds. Świeckich i w Radzie Kapłańskiej. Był bliskim współpracownikiem kard. Karola Wojtyły, który już jako papież tak go wspominał: „Obdarzył Go Bóg szczególną mądrością, darem rozumienia Słowa Bożego oraz darem prostoty i głębi w jego przekazywaniu. Zjednoczony z Bogiem, otwarty był na świat, na człowieka, na potrzeby jego duszy. Jakże cieszył się i żył II Soborem Watykańskim! Kaznodzieja, spowiednik, kierownik duchowy, Pasterz. Delikatny, wrażliwy, pełen szacunku dla człowieka, jakby nieistniejący, a przecież tak bardzo obecny”.

Troszczył się o budownictwo sakralne i sztukę kościelną w Archidiecezji Krakowskiej. Jako przewodniczący Archidiecezjalnej Komisji ds. Architektury i Sztuki Kościelnej czuwał nad jej rozwojem, zwłaszcza w budujących się kościołach. „Zadania te przypadło mu pełnić w czasach nasilonych represji ze strony władz komunistycznych i związanych z nimi obostrzeń. Władze ograniczały wydawanie pozwoleń na budowę nowych kościołów, a projektanci zazwyczaj niechętnie przyjmowali propozycje odnośnie do profilu architektonicznego projektowanych świątyń. Z tego powodu władze kościelne stawiane były wobec sytuacji, albo proponowany projekt albo żaden” – opowiada ks. infułat Władysław Gasidło.

Jako duszpasterz akademicki i proboszcz znaczącej parafii był inwigilowany przez funkcjonariuszy tajnych służb. Tzw. Teczki Pietraszki, przechowywane obecnie w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, są zapisem świętości kapłana, który nie ugiął się pod naciskami ówczesnej władzy. Jak podkreśla Filip Musiał z krakowskiego oddziału IPN, ascetyczne życie bp. Jana właściwie uniemożliwiało jego inwigilację. Wielokrotnie był wzywany na rozmowy do Urzędu do spraw Wyznań. Duszpasterz unikał otwartego konfliktu z władzami, co nie pozwalało zaatakować go wprost.

Nie skupiał się na polityce, ale na ewangelizacji. W „Kwestionariuszu Personalnym Biskupa” z 1963 roku został scharakteryzowany jako „spokojny, zrównoważony, nawet flegmatyk. Tryb życia prowadzi skromny, ascetyczny. W stosunku do innych wymagający, sam również pracowity. Dobry kaznodzieja, mówi pięknie zwłaszcza jeśli chodzi o styl (...) Określa się go jako biskupa duszpasterza”.

Filip Musiał przytacza zeznanie tajnego współpracownika ps. „Zefir”: „Nie nosi on żadnych insygniów biskupich jak piuska czy krzyż, a jedynie pierścień. Msze odprawia u św. Anny w kościele, jak zwykły ksiądz przy pomocy tylko ministranta. Również siada do konfesjonału jak zwykły ksiądz. (…) Księża mówią, że jest on antidotum na wszelką zarozumiałość i pychę biskupią”. Wobec bp. Pietraszki SB była bezradna: nie miał życia towarzyskiego, co praktycznie uniemożliwiało wprowadzenie do jego otoczenia tajnych współpracowników. Wszelkie próby podjęcia z nim „dialogu operacyjnego” były skazane na porażkę.

Miał założony podsłuch telefoniczny, jego korespondencja była przejmowana, poddawano go stałej obserwacji, przeszukano nawet jego biurko w kurii. Fiasko działań bezpieki było całkowite: nie udało się zdobyć żadnej informacji, która mogłaby posłużyć do oczernienia bp. Jana lub szantażu. Mimo to inwigilacja trwała aż do jego śmierci.

Kraków jest wdzięczny Bogu za bp. Jana

Choć w 1984 roku zrezygnował z probostwa, do końca służył posługą w konfesjonale, przy ołtarzu i na ambonie. Zmarł 2 marca 1988 r. w Klinice Neurologicznej w Krakowie. Zgodnie z życzeniem został pochowany w podziemiach swej umiłowanej Kolegiaty św. Anny w Krakowie. Po śmierci biskupa krakowianie tłumnie nawiedzali jego grób, modląc się za jego pośrednictwem. Szybko też rozwinął się jego kult.

Kard. Franciszek Macharski, zamykając diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego bp. Pietraszki, nazwał go przekonującym świadkiem, który uwierzył i ukochał całym sercem, myślą i całą mocą. „Był wierny, więc słowa, które głosił, dochodziły do nas czyste i jasne, choć często ostre. Kraków jest wdzięczny Bogu, że dał i nie całkiem zabrał do siebie biskupa Jana” – mówił.

 

 EKSPLOZJA SZACUNKU I MIŁOŚCI

 [DODANO: 12.02.2017]

 

W ostatnich dniach przed śmiercią Jana Pawła II oraz w okresie przed i po pogrzebie byliśmy świadkami niespotykanej eksplozji miłości do osoby zmarłego Papieża, nie tylko wśród katolików, ale również wśród wiernych innych chrześcijańskich kościołów i wspólnot kościelnych, nieochrzczonych oraz wszystkich ludzi dobrej woli. Według danych Stolicy Apostolskiej, cztery miliony pielgrzymów z całego świata przyjechało do Rzymu, aby uczestniczyć w pogrzebie Jana Pawła II. Wszystkie wydarzenia związane z chorobą, śmiercią i pogrzebem Papieża przekazywało 6 tys. akredytowanych dziennikarzy. Uroczystości pogrzebowe były transmitowane przez 137 stacji telewizyjnych z 81 krajów, ale z pewnością ich liczba była zdecydowanie większa, gdyż wiele mediów nie było zarejestrowanych. Na pogrzeb przyjechały delegacje z prezydentami i przywódcami rządów ze 180 państw oraz delegacje różnych chrześcijańskich Kościołów, wspólnot kościelnych i religii niechrześcijańskich.

 

Powołując się na dane włoskich służb porządkowych, Stolica Apostolska ogłosiła, że podczas wystawienia ciała Jana Pawła II w Bazylice św. Piotra od 4 do 7 kwietnia, co minutę wchodziło do Bazyliki około 350 osób, a co godzinę 21 tys. Aby można było choćby przez parę sekund zobaczyć zmarłego Papieża i złożyć mu ostatni hołd, trzeba było czekać w kolejce o długości 5?km, co zajmowało średnio od 18 do 24 godzin. W różnych punktach Rzymu zostało rozmieszczonych 29 telebimów, aby umożliwić uczestniczenie w liturgii pogrzebowej tym wszystkim, którzy nie mogli dostać się na plac św. Piotra i Via della Conciliazione.

 

W czasie agonii, śmierci i pogrzebu byliśmy świadkami wielkiej manifestacji szacunku, przywiązania i miłości do Jana Pawła II, i to na tak masową skalę, jaka nigdy dotąd nie miała miejsca w historii ludzkości. Podczas agonii Ojca Świętego dziesiątki tysięcy ludzi, w większości młodych, zgromadziło się na placu św. Piotra, aby we wspólnej modlitwie w dzień i w nocy, towarzyszyć duchowo umierającemu Papieżowi. W sobotę 2 kwietnia, w wigilię Niedzieli Miłosierdzia Bożego o godz. 21.37 Ojciec Święty cicho wyszeptał „Amen” i odszedł do domu Ojca. W tym czasie na placu św. Piotra odmawiało różaniec około 100 tys. wiernych. Wiadomość o śmierci Jana Pawła II przekazał zebranym arcybiskup Leonardo Sandri. Po krótkich oklaskach wszyscy uklękli i zapadła głęboka cisza. Potem kontynuowano modlitwę różańcową.

 

W tym samym czasie setki milionów ludzi w Polsce i na całym świecie trwało na modlitwie. Wszędzie panowała niesamowita atmosfera braterskiej wspólnoty, nie było rozpaczy, lecz powaga i głęboki pokój, płynący od Zmartwychwstałego. Ludzie spontanicznie gromadzili się na placach, w kościołach, aby tworzyć wspólnotę modlitwy, adorować Najświętszy Sakrament, przystępować do sakramentu pokuty. Po śmierci Ojca Świętego ustawiały się długie kolejki do konfesjonałów. Dokonywały się liczne nawrócenia.

 

Wszyscy komentatorzy stwierdzają, że zainteresowanie na całym świecie osobą Jana Pawła II w czasie jego choroby, śmierci i pogrzebu było tak wielkie, że wielokrotnie przerosło wszystkie największe dotychczasowe wydarzenia w historii ludzkości. W ciągu 72 godzin po śmierci Ojca Świętego było 10 razy więcej informacji w mediach, aniżeli w tym samym okresie czasu, po wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. „Global Language Monitor”, publikując wyniki swoich badań, stwierdza, że transmisje z Watykanu relacjonujące ostatnie dni choroby, śmierć i pogrzeb Jana Pawła II miały wielokrotnie większą oglądalność, aniżeli relacje z tak dramatycznych wydarzeń jak terrorystyczny atak z 11 września na WTC, czy tragedia tsunami. Tak było nie tylko w Stanach Zjednoczonych, gdzie wszystkie stacje telewizyjne całymi godzinami relacjonowały wydarzenia z Watykanu, lecz także w całej Ameryce Łacińskiej, Europie, na Filipinach, w Korei Południowej i wielu innych krajach.

 

W zlaicyzowanej Wielkiej Brytanii, gdzie religią państwową jest anglikanizm, a w środkach masowego przekazu przeznacza się bardzo mało miejsca sprawom wiary, po śmierci Jana Pawła II media całkowicie zmieniły swoje nastawienie. Dziennik „Daily Mirror” 4 kwietnia 2005 r. poświęcił 19 stron zmarłemu Papieżowi, „The Independent” 13 stron, „The Times” 11 stron. Podobnie uczyniły inne czasopisma oraz stacje telewizyjne i radiowe.

 

Grace Davie, dyrektorka Centrum Studiów Europejskich na „Exeter University” w Anglii, stwierdziła, że reakcja Europejczyków na śmierć Papieża objawiła kruchość europejskiego sekularyzmu.

 

Nawet tak antykatolicko nastawiony amerykański dziennik, jakim jest „New York Times” w artykule z 7 kwietnia przyznaje, że Jan Paweł II odniósł wielki sukces wśród młodzieży, ponieważ „zostawił całe pokolenie zaangażowanych młodych rzymskich katolików, którzy kształtują Kościół w sposób bardziej konserwatywny, aniżeli ich rodzice”.

 

Zadziwiająca była reakcja na śmierć Jana Pawła II w środkach masowego przekazu krajów muzułmańskich. Arcybiskup Giuseppe de Andrea, który jest nuncjuszem apostolskim w Kuwejcie, Bahrajnie, Jemenie, Katarze oraz delegatem apostolskim w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Arabii Saudyjskiej i Omanie, stwierdził, że informacje w arabskich mediach o Janie Pawle II, w okresie jego choroby, śmierci i pogrzebu, były zdumiewająco piękne i obszerne. Czasopisma poświęcały pierwsze strony osobie Jana Pawła II, a stacje telewizyjne i radiowe nadawały obszerne relacje z Watykanu. Wszystkie siedem krajów tego regionu wysłały oficjalne rządowe delegacje na pogrzeb Ojca Świętego.

 

FASCYNACJA ŚWIĘTOŚCIĄ JANA PAWŁA II

 

Papież Jan Paweł II zafascynował ludzi na całym świecie swoją niezwykłą osobowością. Każdy, kto miał szczęście z nim się spotkać, odczuwał promieniowanie miłości, świętości i bliskości samego Boga. Jan Paweł II był człowiekiem modlitwy, mistykiem, i dlatego Jezus Chrystus mógł przez niego działać i uobecniać swoją miłość. Ludzie to intuicyjnie wyczuwali i dlatego podczas Mszy św. pogrzebowej pojawiły się spontaniczne okrzyki i napisy: „Santo subito!” („natychmiast święty!”).  Jan Paweł II do końca wypełnił wolę Bożą, przez całe swoje życie z wielką odwagą szedł drogą wiary, całkowitego zawierzenia Chrystusowi przez Maryję. W ostatnich latach, dniach i godzinach swojego życia na ziemi, wygłosił najbardziej przemawiającą i poruszającą nasze serca Ewangelię cierpienia oraz dał lekcję umierania. W swoim testamencie napisał: „(…) z możliwością śmierci każdy zawsze musi się liczyć. I zawsze musi być przygotowany do tego, że stanie przed Panem i Sędzią – a zarazem Odkupicielem i Ojcem. Więc i ja liczę się z tym nieustannie, powierzając ów decydujący moment Matce Chrystusa i Kościoła – Matce mojej nadziei (…). Pragnę raz jeszcze całkowicie zdać się na Wolę Pana. On sam zdecyduje, kiedy i jak mam zakończyć moje ziemskie życie i pasterzowanie. W życiu i śmierci Totus Tuus przez Niepokalaną. Przyjmując już teraz tę śmierć, ufam, że Chrystus da mi łaskę owego ostatniego Przejścia, czyli Paschy. Ufam też, że uczyni ją pożyteczną dla tej największej sprawy, której staram się służyć: dla zbawienia ludzi, dla ocalenia rodziny ludzkiej, a w niej wszystkich narodów i ludów (wśród nich serce w szczególny sposób się zwraca do mojej ziemskiej Ojczyzny), dla osób, które szczególnie mi powierzył – dla chwały Kościoła, dla chwały Boga Samego”.

 

To pragnienie Jana Pawła II wyrażone w testamencie całkowicie się spełniło. Jego śmierć Jezus uczynił niezwykle „pożyteczną … dla zbawienia ludzi”. Byliśmy świadkami wielkiego cudu oddziaływania miłości Chrystusa na niezliczone rzesze ludzi poprzez cierpienie i śmierć Jana Pawła II. Tylko sam Pan Bóg wie, jak wielu ludzi na całym świecie, dzięki temu wydarzeniu, otwarło drzwi swojego serca Chrystusowi, przystępując do sakramentu pokuty, postanawiając iść za Chrystusem każdego dnia „wąską drogą” wiary (por. Mt 7,14).

 

W homilii podczas pogrzebu obecny papież Benedykt XVI mówił, że Jan Paweł II stał się „kapłanem aż do końca, gdyż ofiarował swoje życie Bogu za swoje owce, za owce całego świata, w codziennym służeniu Kościołowi, przede wszystkim zaś w trudnych próbach ostatnich miesięcy. W ten sposób stał się jednym z Chrystusem, dobrym pasterzem, który kocha swe owce (…). Miłość do Chrystusa była siłą przeważającą u naszego umiłowanego Ojca Świętego; ten, kto widział go modlącego się, kto słyszał, jak przemawiał, wie o tym. I tak dzięki temu głębokiemu zakorzenieniu w Chrystusie mógł nieść ciężar, przekraczający siły czysto ludzkie: być pasterzem owczarni Chrystusa, Jego Kościoła powszechnego (…).

 

W pierwszym okresie swego pontyfikatu Ojciec Święty, jeszcze młody i pełen sił, pod przewodem Chrystusa dotarł aż do krańców świata. Później jednak wchodził coraz bardziej we wspólnotę cierpień z Chrystusem, coraz lepiej rozumiał prawdę słów: „Inny cię opasze”. I właśnie w tej wspólnocie z Panem cierpiącym niezmordowanie i z nowym zapałem głosił Ewangelię, tajemnicę miłości aż do końca (por. J 13,1). Odczytał dla nas tajemnicę paschalną jako tajemnicę miłosierdzia Bożego. W swej ostatniej książce napisał, że granicą wyznaczoną złu „jest ostatecznie Boże miłosierdzie” (Pamięć i tożsamość, 10). A rozważając zamach na swoje życie, mówił: Chrystus, cierpiąc za nas wszystkich, nadał cierpieniu nowy sens, wprowadził je w nowy wymiar, w nowy porządek: w porządek miłości (…) Jest to cierpienie, które pali i pochłania zło ogniem miłości i wyprowadza nawet z grzechu wielorakie owoce dobra (tamże, 26). Ożywiany tą wizją, Papież cierpiał i kochał we wspólnocie z Chrystusem i dlatego przesłanie jego cierpienia i jego milczenia było tak bardzo wymowne i owocne.

 

Ojciec Święty znalazł najczystsze odbicie miłosierdzia Bożego w Matce Bożej. On, który stracił w dzieciństwie własną mamę, tym bardziej ukochał Matkę Bożą. Usłyszał słowa Pana ukrzyżowanego jako skierowane do siebie osobiście: „Oto matka twoja!” I postąpił tak jak uczeń umiłowany: przyjął Ją w głębi swego bytu (eis ta idia; J 19,27) – „Totus Tuus”. I od Matki nauczył się dostosowywania się do Chrystusa.

 

Dla nas wszystkich pozostaje niezapomniana chwila, jak w ostatnią Niedzielę Wielkanocną swego życia Ojciec Święty, naznaczony cierpieniem, ukazał się jeszcze raz w oknie Pałacu Apostolskiego i po raz ostatni udzielił błogosławieństwa „Urbi et Orbi”. Możemy być pewni, że nasz umiłowany Papież stoi obecnie w oknie domu Ojca, spogląda na nas i nam błogosławi. „Tak, błogosław nam, Ojcze Święty! Powierzamy twoją drogą duszę Matce Bożej, twojej Matce, która prowadziła cię każdego dnia i zaprowadzi Cię teraz do wiecznej chwały swego Syna, Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen”.

 

DUCHOWE DZIEDZICTWO

 

Zmarły Papież zostawił nam ogromne duchowe dziedzictwo: przykład świętego życia, cierpienia i śmierci oraz skarb swego nauczania, zapisany na osiemdziesięciu pięciu tysiącach stron. Jan Paweł II odnosił się z ogromnym szacunkiem do każdego człowieka i domagał się, aby każda osoba ludzka miała zagwarantowane podstawowe prawa do życia, od poczęcia aż do naturalnej śmierci, oraz prawo wolności sumienia. Dla niego każdy człowiek był tak samo ważny i dlatego nigdy nie mówił o nikim źle, z zlekceważeniem czy z pogardą. Równocześnie Ojciec Święty w sposób nieustraszony głosił Prawdę Objawioną, nie schlebiał słuchaczom i nie szukał poklasku. Z wielką odwagą przekazywał najbardziej niewygodne i niepopularne wśród słuchaczy prawdy wiary. Szedł pod prąd, nie godząc się na kompromisy i nie relatywizując prawdy Bożej.

 

Pontyfikat Jana Pawła II trwał 26 lat i sześć miesięcy. W tym czasie Ojciec Święty odbył 104 pielgrzymki do 129 krajów, 144 podróży we Włoszech, zwizytował 784 parafie w diecezji rzymskiej i w Castel Gandolfo. W sumie przemierzył 1 271 000 km, czyli 31 okrążeń kuli ziemskiej. Napisał 14 encyklik, 15 adhortacji apostolskich, 11 konstytucji apostolskich, 45 listów apostolskich, 30 motu proprio oraz niezliczone przemówienia i homilie wygłoszone przy najróżniejszych okazjach. Kanonizował 482 osoby a 1338 beatyfikował. Dokonania pontyfikatu Jana Pawła II są tak wielkie, że dają się wytłumaczyć tylko jego świętością – całkowitą przynależnością do Chrystusa za pośrednictwem Maryi – Totus Tuus.

 

 Za: Miłujcie się

 

 

O. Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński

 

O. Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński był jedną z najwybitniejszych postaci XVII-wiecznej Polski: myślicielem, propagatorem sprawiedliwości społecznej, znaczącym teologiem, autorem popularnych książek, twórcą mariańskiej szkoły duchowości, głęboko osadzonej w kulturze polskiej.

 

Miał znaczący wkład w formowanie duchowości m. in. Jana III Sobieskiego, nuncjusza apostolskiego Antonio Pignatellego, późniejszego Innocentego XII. Na podręcznikach retoryki bł. o Papczyńskiego w szkołach pijarskich uczyły się pokolenia Polaków, m. in. ks. Stanisław Konarski - twórca idei powstania Komisji Edukacji Narodowej. Już Sejm koronacyjny Stanisława Augusta zwrócił się do Papieża w 1764 roku z prośbą o jego beatyfikację.

 

Urodził się w 1631 r. w Podegrodziu na Sądecczyźnie w rodzinie zamożnych włościan. W młodości wstąpił do zakonu pijarów, gdzie przyjął imię Stanisław od Jezusa i Maryi. Pomimo dużych sukcesów jego życie w zakonie stało się napięte z powodu jego sprzeciwu wobec tendencji łagodzenia reguły przez część zakonników. Coraz intensywniej myślał o założeniu nowego zakonu, który by odpowiadał potrzebom polskiego społeczeństwa. Na własną prośbę został więc zwolniony w 1670 r. ze ślubów i niedługo potem przystąpił do nowego dzieła.

 

W roku 1671 przywdział biały habit na cześć Niepokalanego Poczęcia Maryi i opracował "Regułę życia" dla przyszłego zakonu. W tym czasie napisał też dzieło ascetyczne "Templum Dei Mysticum" dla ludzi świeckich. Był to wynik jego nowatorskiego, jak na ówczesne czasy, przekonania, że nie tylko kapłani i osoby zakonne są wezwani do świętości. Jest to jedno z najwybitniejszych dzieł w literaturze ascetycznej XVII w.

 

W 1673 r. założył własne zgromadzenie – Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, któremu zlecił szerzenie kultu Niepokalanego Poczęcia, pracę w parafiach i modlitwę za zmarłych. Miewał wizje czyśćca, w których zmarli prosili go o modlitwę. Sam uczestniczył też jako kapelan w wyprawie przeciw Turkom na Ukrainie i widział, jak żołnierze giną bez przygotowania, a było to stulecie bardzo licznych wojen, toczonych przez Rzeczpospolitą. Sprawa modlitwy za zmarłych była jednym z kluczowych posług jego zakonnego życia.

 

Zmarł w opinii świętości 17 września 1701 r. w Górze Kalwarii. Został beatyfikowany w sanktuarium maryjnym w Licheniu 16 września 2007 r. podczas uroczystości z udziałem legata papieskiego kard. Tarcisio Bertone.

 

31 marca 2011 Senat RP przyjął uchwałę, w której podkreślono, że bł. o. Papczyński jest godnym naśladowania wzorem Polaka oddanego sprawom Ojczyzny. "Aktualność Jego moralnego i obywatelskiego nauczania uzasadnia przybliżenie postaci Ojca Stanisława współczesnemu pokoleniu Polaków, a szczególnie młodzieży. Senat Apeluje do środowisk oświatowych o popularyzacje postaci i dokonać Błogosławionego” – czytamy w uchwale.

 

O. Papczyński jest patronem dzieci nienarodzonych i rodziców, pragnących potomstwa.

 

 

 

 

 

 

 

MSZE ŚWIĘTE

W PARAFII REGULICE

W niedziele i święta kościelne:

700, 900, 1100, 1600

W dni powszednie:

wtorek i czwartek o 700,

poniedziałek, środa, piątek i sobota o 1700

w okresie letnim:

poniedziałek, środa, piątek, sobota:

godz. 1800

wtorek, czwartek:

godz. 700

Wirtualny spacer