Parafia św. Wawrzyńca w Regulicach

Małżeństwo i rodzina

 

 Wartość życia

Każdy człowiek tęskni za doświadczeniem radości i satysfakcji. Na co dzień cieszymy się z wielu rzeczy i wydarzeń, z naszych małych i wielkich sukcesów. Jednak najbardziej cieszymy się z obecności drugiego człowieka. Żadna rzecz nie może przynieść nam takiej radości i takiego umocnienia, jak człowiek. To właśnie dlatego matka oczekująca narodzin dziecka, które już rozwija się w jej wnętrzu, czuje się tak szczęśliwa i poruszona, że nazywa to stanem błogosławionym. Dla niej i dla jej męża dziecko staje się źródłem nieopisanej radości, wzruszenia i nadziei. Gdy z kolei ktoś z naszych bliskich umiera, wtedy przeżywamy dotkliwy, niewyobrażalny i niewyrażalny ból rozstania. Wierzymy, że śmierć jest przejściem na drugą stronę istnienia, twarzą w twarz z Bogiem, a mimo to z perspektywy tych, którzy pozostają na ziemi, śmierć niesie ze sobą dramatyczne rozstanie.

 

Nieopisana radość z przyjścia dziecka na świat czy dotkliwy ból, gdy ktoś z bliskich przechodzi przez próg śmierci, nie jest jednak udziałem wszystkich ludzi. Takich przeżyć doświadczają jedynie ci, którzy bardzo kochają - serdecznie i wiernie. Zupełnie inaczej wygląda ludzkie życie z perspektywy tych, którzy nie kochają i nie czują się kochani. Dla nich życie człowieka jawi się jako coś bezsensownego, jako nieznośny ciężar, czasem wręcz jako zagrożenie czy przekleństwo, przed którym trzeba się "zabezpieczyć". Nawet kosztem własnego zdrowia i sumienia. A w skrajnych przypadkach nawet kosztem morderstwa. Dla tych, którzy nie kochają, przekleństwem staje się nie tylko życie innych ludzi, ale również ich własne życie. W konsekwencji odnoszą się oni z nienawiścią i agresją do samych siebie, wyrządzają sobie śmiertelną nieraz krzywdę (np. sięgając po alkohol czy narkotyk), doświadczają stanów samobójczych, albo popadają w najbardziej skrajną formę rozpaczy, czyli w obojętność na własny los i na własne życie.

 

Zamach na życie człowieka zawsze wiąże się z brakiem miłości. Przykładem jest aborcja, którą cyniczni ludzie traktują jako przejaw „postępowości” albo jako formę „odpowiedzialnego rodzicielstwa”. Tymczasem także w tym przypadku mamy do czynienia z brakiem miłości. Aborcja to konsekwencja faktu, że rodzice nie tylko za mało kochają dziecko, któremu przekazali życie, ale że za mało kochają siebie nawzajem. Natomiast ci rodzice, którzy siebie kochają i wspierają, którzy ufają sobie i są sobie wierni, cieszą się również własnym dzieckiem. Kryzys miłości rodzicielskiej jest zawsze znakiem wcześniejszego kryzysu – kryzysu miłości małżeńskiej. Aborcja jest wyjątkowo dramatycznym przejawem kryzysu więzi i wartości rodziców dziecka. Jest też najbardziej okrutną formą przemocy w rodzinie. Nic dziwnego, że w ślad za tą formą przemocy pojawiają się inne formy. Dlaczego ktoś, kto zabija własne dziecko, miałby powstrzymywać się od przemocy fizycznej, psychicznej czy moralnej wobec współmałżonka i innych osób z kręgu rodziny?

 

Podobnie eutanazja nie jest skutkiem starości, przewlekłej choroby, kalectwa czy fizycznego cierpienia. Jest to przede wszystkim skutek braku miłości, na przykład skutek okrucieństwa dorosłych dzieci wobec starzejących się rodziców. Reszta to dorabianie „humanitarnej” ideologii do nieludzkiego barbarzyństwa. Każdy zna ludzi starszych, cierpiących, kalekich czy biednych, którzy cieszą się życiem i którzy potrafią umacniać innych ludzi swoim entuzjazmem oraz duchową siłą. Przykładem jest tu choćby Ojciec Święty – Jan Paweł II. Za każdym razem okazuje się, że są to ludzie, którzy kochają i którzy czują się kochani przez Boga i ludzi. Odbierać sobie życie może jedynie taki człowiek, który nie jest kochany, albo który sam nie potrafi czy też nie chce kochać. Rezygnuje on z życia nawet wtedy, gdy jest młody, piękny i bogaty. Wiedzą o tym zwolennicy eutanazji i właśnie dlatego aprobują eutanazję także wśród dzieci i młodzieży.

 

Wszędzie tam, gdzie brak jest miłości, człowiek staje się niezdolny do tego, by chronić życie swoje i innych ludzi. Brak miłości w nieuchronny sposób prowadzi do budowania cywilizacji śmierci. Tam, gdzie nie ma miłości, tam dorabiamy „argumenty” i cyniczne ideologie po to, by bezkarnie zabijać.

 

Przejawem cywilizacji śmierci jest nie tylko zabijanie i towarzysząca temu manipulacja ludzką świadomością, ale także promocja związków nietrwałych, niewiernych i niepłodnych pod mile brzmiącym sloganem „wolnych związków”. To wewnętrznie sprzeczne wyrażenie (bo przecież nie ma suchej wody, kwadratowego koła ani „wolnych” związków) ma ukryć fakt, że chodzi tu o związki, które są pozbawione miłości, odpowiedzialności, wierności i płodności. Równie cynicznym przejawem manipulowania faktami jest traktowanie związków homoseksualnych, a zatem związków bezpłodnych, jako równie dobrej alternatywy co małżeństwo i rodzina. Domaganie się dla par homoseksualnych praw i przywilejów, które są słuszne w odniesieniu do małżeństwa i rodziny, jest przejawem rażącej niesprawiedliwości społecznej wobec tych, którzy przekazują dzieciom życie i wychowują je za cenę wyrzeczeń i codziennego trudu. Bez małżeństw i rodzin nie pojawi się następne pokolenie i nie będzie miał kto wypłacać emerytur tym, którzy usiłują obecnie tworzyć sobie komfort bycia homoseksualistą.

 

Przykazanie, które chroni życie, jest piątym z kolei w Dekalogu. Znajduje się ono bezpośrednio po przykazaniach mówiących o miłości do Boga (przykazanie I-III) oraz o miłości do człowieka, począwszy od osób z najbliższej rodziny (IV przykazanie). Z tego faktu płyną dwa wnioski. Po pierwsze, że miłość jest fundamentem ludzkiego życia i – po drugie, że życie człowieka jest obok miłości największą wartością. Wszystkie inne wartości, takie jak wykształcenie, pozycja społeczna czy dobrobyt materialny, mają sens, o ile życie każdego człowieka – od poczęcia do naturalnej śmierci – traktowane jest jako wartość absolutna, nad którą człowiek nie ma władzy.

 

Zostaliśmy stworzeni z Miłości i bez Miłości nas nie ma. Bez miłości życie staje się nonsensem i powolną agonią. Żadne prawo, żadna konstytucja ani żaden kodeks karny nie potrafi skutecznie chronić ludzkiego życia. Taką ochronę może gwarantować tylko miłość. Życie ludzkie jest owocem miłości, a jego wartość odkrywają i szanują jedynie ci, którzy kochają, czyli żyją w przyjaźni z Bogiem. Ci, którzy żyją w obecności Boga i którzy uczą się Jego miłości – wiernej i ofiarnej – budują cywilizację miłości. To jedyna cywilizacja życia.

 

ks. Marek Dziewieck

www.katolik.pl [2023]

 

 

 

 

 

Małżeństwo nieważnie zawarte

 1. Jaka niedojrzałość czyni małżeństwo nieważnie zawartym?

Dojrzałość jest wymaganym atrybutem, którym powinny charakteryzować się osoby dorosłe. W myśleniu potocznym za osobę dojrzałą uważa się kogoś, kto ukończył 18 rok życia. Rzeczywistość jednak pokazuje, że opinii takiej nie można uznać za miarodajną. Kanoniści w związku z procesami o nieważność ślubu kościelnego odnoszą się do kryteriów rozpoznania osobowości niedojrzałej, które określa współczesna psychologia.

Przy rozpatrywaniu niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej, ważne jest zagadnienie niedojrzałości emocjonalnej i społecznej. 

Niedojrzałość emocjonalna wyraża się cechami takimi jak:

- nieadekwatność i słabo zróżnicowane reakcje emocjonalne,

- egocentryzm,

- brak równowagi emocjonalnej w sytuacjach trudnych.

 Niedojrzałość społeczna dotyczy natomiast problematyki:

 - niskiego poziomu aktywności społecznej,

 - małej samodzielności,

 - nadmiernych wymagań stawianych otoczeniu,

 - nieodpowiedzialności za podejmowane działania,

 - wycofywania się w obliczu niepowodzeń.

Działanie osoby niedojrzałej podyktowane jest potrzebą chwili, zachcianką, popędem, własnym interesem. Nic więc dziwnego, że dojrzałość emocjonalna partnera w małżeństwie ma fundamentalne znaczenie dla istnienia prawidłowej wspólnoty małżeńskiej.

Wobec powyższego wypada więc postawić pytanie:

Skąd bierze się owa niedojrzałość, która czyni małżeństwo nieważnym?

Jej podstawową przyczyną są złe wzorce występujące w rodzinie np. alkoholizm ojca, matki, albo obojga rodziców, liczne zdrady, czy innego rodzaju niemoralne prowadzenie się małżonków, które wpływa na kształtowanie osobowości dziecka. Inną przyczyną źle ukształtowanej osobowości może być wychowanie w rodzinie niepełnej lub tzw. wychowanie wadliwe, oznaczające np. uleganie i pobłażanie dziecku, uzależnienie dziecka od rodzica, rozpieszczanie dziecka, ale również występowanie chorób psychicznych w rodzinie pochodzenia. Wychowanie w nieprawidłowo funkcjonujących rodzinach często przyczynia się do zahamowania procesu dojrzewania, jest bowiem źródłem toksycznych doświadczeń w dzieciństwie. Ważne potrzeby, niezaspokojone we wcześniejszych okresach życia, mimo upływu lat nadal koncentrują uwagę i energię danej osoby oraz skłaniają dorosłego już człowieka do odtwarzania dziecięcych zachowań i postaw.

Za inne źródła niedojrzałości uznać należy choroby psychiczne samego małżonka np. schizofrenię, epilepsję, nerwicę. Wyodrębnić należy także zaburzenia psychoseksualne np. homoseksualizm, nimfomanię, transseksualizm. Na zaburzenia osobowości wpływ mają również różnego rodzaju uzależnienia: alkoholizm, narkomania, lekomania, hazard, uzależnienie od gier komputerowych i internetu, itp.

Wymienione wyżej zaburzenia osobowości prowadzą najczęściej do takich zachowań jak:

 -  zaniedbywanie obowiązków domowych,

 -  spędzanie zbyt wiele czasu poza domem,

 -  bezmyślne wydawanie pieniędzy,

 -  bezczynność,

 -  niepokojąco lekkomyślne kontakty z osobami płci przeciwnej.

Należy stwierdzić, że niedojrzałość któregoś z małżonków nie pozwala na stworzenie prawidłowo funkcjonującej wspólnoty małżeńskiej, a w ślad za tym więzi rodzinnych. Niedojrzałość czyni osobę niezdolną do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, gdyż powoduje dezintegrację osobowości i uniemożliwia jednostce odpowiedzialne zarządzanie samą sobą. Fakt ten powoduje, że nie jest ona w stanie zbudować prawidłowych, dojrzałych a zarazem stabilnych więzi z drugą osobą.

2. Czy zdrada może być przyczyną nieważności małżeństwa?

Wierność nie jest narzuconym nakazem, ale dobrowolnym zobowiązaniem małżonków. Małżonkowie przyrzekają sobie w dniu ślubu wierność aż do śmierci. Powszechnie wiadomo jednak, że małżonkowie czasem łamią zawarte przymierze i dopuszczają się zdrady. Zagadnienie to z moralnego punktu widzenia jest oczywiście naganne, nie może jednak stanowić podstawy do unieważnienia małżeństwa kościelnego. W takiej sytuacji - jeżeli nie ma możliwości powrotu do siebie małżonków – Kościół dopuszcza instytucję separacji, ale małżeństwo stron jest ważne i nie mają one możliwości ponownego zawarcia ślubu kościelnego.

Jednak zdarza się, że wszelkie okoliczności z punktu widzenia prawa kościelnego, wskazują, że małżeństwo jest nieważne. Ma to miejsce wówczas, gdy kobieta lub mężczyzna wstępująca w związek małżeński, wyklucza małżeńską wierność. Wykluczenie wierności ma miejsce wówczas, gdy choćby jedna ze stron stanowczo i z wewnętrznym przekonaniem rezerwuje sobie prawo do swobodnego współżycia z innymi osobami poza małżeństwem i będąc w związku małżeńskim faktycznie zdradza małżonka.

Przykład

Ewa, nieformalnie związana z Pawłem, ma kochanka Zbigniewa. Zbigniew jest żonaty i nie zamierza porzucać rodziny. Ewa względem Pawła jest oschła, traktuje go jak zło konieczne. Okazuje się, że Ewa zaszła w ciążę. Twierdzi, że ojcem dziecka jest Paweł. Ksiądz nie chce ochrzcić dziecka, gdyż rodzice żyją w grzechu i ma wątpliwości, że dziecko wychowają zgodnie z zasadami wiary katolickiej. Namawia Ewę i Pawła do ślubu kościelnego. Kierowani dobrem dziecka pobierają się. Po zawarciu ślubu kościelnego Ewa kontynuuje romans ze Zbigniewem. Ślub kościelny nie ma dla niej najmniejszego znaczenia, nie kocha Pawła, ślubowała mu nieszczerze. Okoliczności tego małżeństwa dowodzą, że Ewa za nic miała ślub kościelny i wierność małżeńską. Małżeństwo stron należy uznać za nieważne.

Może zdarzyć się także, że ktoś planuje zawrzeć małżeństwo na określony czas. W dniu składania przysięgi pozytywnym aktem woli zamierza porzucić np. za rok małżonka i nie trwać w związku małżeńskim do śmierci. Należy przeanalizować konkretny przypadek i po uzyskaniu pewnej wiedzy, co do danego małżeństwa, można stwierdzić, czy zostało nieważnie zawarte.

 Przykład

 Anna przygotowuje się do ślubu z Karolem. Na dwa tygodnie przed wyznaczoną datą ślubu odnawia relację z Tomaszem. Między Anną i Tomaszem dochodzi w tym czasie kilkakrotnie do współżycia. Mimo zaistniałych okoliczności i silnej więzi z Tomaszem poślubia Karola.

Po powrocie z podróży poślubnej Anna zdradza męża. Kontynuuje relacje z Tomaszem. Dąży także do tego, aby z nim zamieszkać. Już po trzech miesiącach od zawarcia małżeństwa przeprowadza się do Tomasza. Małżeństwo stron należy uznać za nieważne.

Wskazane wyżej przykłady wskazują, że zdrada może być przyczyną nieważności małżeństwa. Jedynie indywidualna analiza konkretnego przypadku może przynieść wiedzę o tym, czy faktycznie małżeństwo było nieważnie zawarte.

 Klaudia Król

 

klaudia_krol@vp.pl

 prawnik, prawnik kanonista, absolwentka Uniwersytetu Papieskiego im. Jana Pawła II w Krakowie, pełni funkcję pełnomocnika/adwokata kościelnego, pracuje w Poradni Rodzinnej Salomon

 www.katolik.pl

 

Czy Jezus akceptował rozwód?

 W obliczu coraz większej liczby rozpadających się małżeństw wiele osób, którym związek się nie udał, myśli o „rozwodzie kościelnym”. Rozwód taki miałby na celu spełnienie nadziei: „a?może tym razem mi się powiedzie?”.

Tymczasem Kościół rzymskokatolicki uznaje związek mężczyzny i kobiety złączonych przysięgą małżeńską, proklamowaną uroczyście w kościele w obecności świadków, za nierozerwalny. Wywołuje to frustrację nawet u osób wierzących, którym „nie układa się w życiu”. Widząc totalny upadek świeckiej instytucji małżeństwa w Europie, nie mając w otaczającym społeczeństwie prawie żadnych przykładów trwałych i zdrowych więzi małżeńskich, wierni zadają pytanie: „dlaczego Kościół nie pozwala na rozwody?”.

 

Problem polega na tym, że przyzwolenie na rozwód byłoby zdradą podstawowej nauki Jezusa o małżeństwie. Nie jest to jakiś wymysł księży, pragnących utrudnić życie małżonkom. Nie jest to jakaś filozofia polegająca na takiej lub innej interpretacji niejasnego tekstu. Nierozerwalność małżeństwa jest jednoznacznym wymaganiem postawionym przez Jezusa.

Warto sobie przypomnieć, że w żadnym momencie swojego życia Jezus nie złamał ani nie skrytykował żadnego przykazania zapisanego w Starym Testamencie. Jego spory z faryzeuszami dotyczyły wyłącznie tego, w jaki sposób stosowali oni nadane przez Mojżesza Prawo. W dyskusji o rozwodzie widać to wyraźnie, gdyż sami faryzeusze zaczepili Jezusa, pytając: „Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?” (Mt 19, 3). Dokładnie jak nasi współcześni byli przekonani, że rozwód jest dla nich przewidziany jako ucieczka od problemów małżeńskich! Chcieli tylko się upewnić, czy jakikolwiek powód może być impulsem do rozwodu: zbyt słona zupa, utrata piękna przez starzejącą się żonę albo zwykły kaprys męża.

Jest absolutnie oczywiste, że Pan Jezus nie mógł podzielać takiego poglądu – z prostego powodu: był on sprzeczny z zamiarem Stwórcy. Proszę zauważyć, że zamiar Stwórcy jest czymś innym niż nasze pomysły na życie. Stwórca jest nieskończenie mądrzejszy od stworzenia i w odróżnieniu od nas nie tylko pragnie naszego szczęścia, ale dokładnie wie, jak można je osiągnąć. Z tego powodu Pan Jezus, choć zawsze litował się nad każdym problemem ludzkim i był wyrozumiały dla każdej ludzkiej słabości, stanowczo zaprzeczył, mówiąc: „Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? (...) Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 4-6).

Ale nie jest łatwo przekonać człowieka, że Bóg dla niego zaplanował nie to, co on sam chce realizować! Faryzeusze, którzy jednoznacznie zrozumieli Jezusową interpretację Prawa Mojżeszowego, nie poddają się i próbują użyć argumentu, posługując się tym samym Prawem: „Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?” (Mt 19, 7). Okazuje się, że można nawet Biblię dopasować do własnych poglądów! Bo skoro sam Mojżesz kazał wypisać list rozwodowy, to co ma biedny Żyd robić? Musi ten list wypisać i odprawić żonę!

Jednak co innego jest wymyślić sobie usprawiedliwienie, a co innego jest przekonać Jezusa, który nie tylko pozostał przy swoim zdaniu, ale sprecyzował Mojżeszowe „polecenie”: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było” (Mt 19, 8). Okazuje się, że Mojżesz nie „polecił”, tylko pozwolił, i nie dlatego, że tak było od początku, tylko ze względu na zatwardziałość ludzkiego serca.

Chciałbym tutaj odwołać się do nakazów Prawa Mojżeszowego, ponieważ polski czytelnik nie jest z nim tak dobrze obeznany, jak wspomniani w Ewangeliach faryzeusze i uczeni w Piśmie. Kto jak kto, ale oni doskonale wiedzieli, że Biblia przewiduje tylko jeden powód, który mógł doprowadzić do rozwodu: jeżeli mąż znajdzie u żony coś odrażającego (hebr. erwat dawar; Pwt 24, 1). Problem w tym, że oni chcieli, by „coś odrażającego” oznaczało „jakikolwiek powód”! Dla sprawiedliwości jednak dodać należy, iż oponenci Jezusa nie stanowili żadnego poważnego nurtu w judaizmie. Nauka faryzejska, która funkcjonuje do dziś jako ortodoksyjny judaizm, zwraca uwagę na to, że coś naprawdę odrażającego można łatwo odkryć przed ślubem. Dlatego też dzisiejsi Żydzi nie dopuszczają do ślubu bez możliwości spotkania się pary młodej (jak to czyniono nieraz w starożytnych kulturach, zwłaszcza na Wschodzie) i jeżeli któreś z narzeczeństwa ma jakiekolwiek opory, do ślubu nie dochodzi. Dzięki temu, kiedy któryś Żyd przychodzi do rabina i mówi, że znalazł w swojej żonie coś odrażającego, rabin może odpowiedzieć po prostu: „Widziały gały, co brały!”. Zatem problem rzeczy „odrażających” sprowadza się do zagadnień, które zostały ukryte w okresie narzeczeństwa i ujawniły się dopiero po ślubie.

I właśnie w tym kontekście powinniśmy odczytywać dalsze wyjaśnienia Pana Jezusa: „A powiadam wam: »Kto oddala swoją żonę – chyba w wypadku nierządu – a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo«” (Mt 19, 9). Z tych słów jednoznacznie wynika, że każdy związek rozwiedzionego mężczyzny z jakąkolwiek kobietą i rozwiedzionej kobiety z jakimkolwiek mężczyzną w oczach Jezusa jest równoznaczny z cudzołóstwem.

Niestety, część dzisiejszych chrześcijan pragnęłaby odczytać te słowa inaczej. Niektórym chciałoby się wierzyć, że Jezus przyzwala na rozwód „w wypadku nierządu”, rozumianego dziś jako zdrada małżeńska. Wydaje się to logiczne, ale niestety stoi w sprzeczności z kontekstem kulturowo-religijnym, w jakim te słowa zostały wypowiedziane.

Mianowicie musimy pamiętać, że rozmówcami Jezusa nie byli Grecy, Rzymianie lub Polacy, których On pouczał, jak trzeba żyć. Byli to biegli w Pismach faryzeusze, którzy odwoływali się do Prawa Mojżeszowego, stosowali to Prawo we wszystkich dziedzinach życia i w świetle tego Prawa rozumieli i weryfikowali każdą wypowiedź Jezusa. A każdy wie, że Prawo Mojżeszowe nie przewidywało żadnego rozwodu w przypadku zdrady małżeńskiej. Zdrada małżeńska była karana śmiercią.

Aby lepiej to sobie uzmysłowić, przypomnijmy dwie sytuacje opisane w Ewangeliach. Jedna z nich dotyczy kobiety przyłapanej na cudzołóstwie (J 8, 3-11), a druga problemu przedmałżeńskiej ciąży Maryi (Mt 1, 18-20). Łatwo zauważyć, że przyprowadzając cudzołożnicę, faryzeusze nie pytają się o rozwód, tylko o ukamienowanie: „W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?” (J 8, 5). Najwyraźniej chodzi o skonfrontowanie Jezusa z Mojżeszem, by wykorzystać ewentualną różnicę zdań do oskarżenia Jezusa o herezję. Widzimy, że Jezus nie obala nakazu Mojżesza i nie porusza wątków rozwodowych. Daje jednak faryzeuszom jasno do zrozumienia, że egzekucji może dokonać jedynie Ten, kto nie ma żadnej winy – i że właśnie On ma zamiar udzielić łaski przebaczenia. Ułaskawiona kobieta powraca do swego męża z Chrystusowym poleceniem: „Idź, i nie grzesz więcej”, a nie z rozkazem „idź i rozwiedź się z mężem, bo go zdradziłaś”. Wydaje się naturalne, że Jezus, który przebaczył jej grzech cudzołóstwa, oczekuje, że również mąż jej przebaczy.

W drugiej sytuacji mamy do czynienia nie z cudzołóstwem, tylko z domniemaną rozpustą (bo właśnie jako rozpusta i nierząd określany jest w Biblii seks przedmałżeński, w odróżnieniu od cudzołóstwa, czyli zdrady małżeńskiej). Z punktu widzenia Józefa Maryja zdradziła go jeszcze przed ślubem, w okresie oficjalnego narzeczeństwa. Zgodnie z Prawem Mojżeszowym Józef mógł domagać się jej ukamienowania jako cudzołożnicy, ale mógł też odprawić ją jako kobietę, w której znalazł „coś odrażającego”. Bo przecież mógł udawać, że ona ukrywała przed nim ciążę, czyli swoją rozpustę w panieństwie. A jak wcześniej zostało wyjaśnione, taka sytuacja kwalifikowała się do rozwodu, ponieważ wymieniony w Księdze Powtórzonego Prawa (24, 1) erwat dawar oznacza między innymi „nagość” i „rozpustę” (zob. np. Iz 20, 4 lub Kpł 18).

Widzimy zatem, że wymieniony przez Jezusa „wyjątek” („chyba że w przypadku nierządu”) nie jest jakimś przyzwoleniem na rozwód w sytuacji cudzołóstwa, ale nawiązuje raczej do utajenia rozpus­ty przedmałżeńskiej, która wyszła na jaw dopiero po ślubie. Obowiązujący w Kościele katolickim kodeks prawa kanonicznego uwzględnia wagę takiej sytuacji, kiedy jedno z małżonków zostało świadomie wprowadzone w błąd przed ślubem. Zgodnie z kanonem 1098 utajenie ważnych faktów, które mogłyby zniszczyć życie małżeńskie, stanowi przeszkodę uniemożliwiającą udzielenie sakramentu małżeństwa. Dla przykładu: gdyby dopiero po ślubie pan młody się dowiedział, że jego narzeczona była w ciąży z kim innym, to w myśl wymienionego kanonu zawarte małżeństwo jest nieważne. Podkreślam jednak, że w takiej sytuacji Kościół nie udziela rozwodu, tylko stwierdza, że jedna ze stron została oszukana, więc nie został spełniony warunek świadomego i dobrowolnego wstąpienia w związek małżeński. Jeżeli natomiast przed ślubem wszystko było „cacy”, ale dopiero po jakimś czasie małżonkowie zaczynają psuć sobie nawzajem krew, to żadne unieważnienie lub rozwód nie może nastąpić, ponieważ jednym z podstawowych obowiązków małżonków jest wspólna droga do świętości.

Na zakończenie pragnę uświadomić każdego, kto ma odmienne zdanie na temat nierozerwalności małżeństwa: kanony 1099 – 1101 prawa kanonicznego głoszą, że nie może przyjąć sakramentu małżeństwa osoba, która neguje jakikolwiek z jego elementów: czy to nierozerwalność, czy to płodność, czy to monogamię. W szczególności nie może wziąć ślubu człowiek rezerwujący sobie prawo do zdrady małżeńskiej lub rozwodu, do stosowania antykoncepcji lub aborcji. Albo się przyjmuje sakrament tak, jak go ustanowił Pan Jezus, albo się go nie przyjmuje wcale. I nie oszukujmy samych siebie: nasza zatwardziałość nie zostanie przyjęta przez Boga jako argument przyzwalający na rozpustę czy cudzołóstwo, tak samo jak nie zostały przyjęte pseudo biblijne wywody faryzeuszów. Jeżeli jesteśmy słabi i grzeszni, to możemy zawsze liczyć na Miłosierdzie Boże – jednak pod warunkiem, że wykazujemy pragnienie poprawy. „Idź i nie grzesz więcej” – tak mówi Jezus każdemu z nas i nie łudźmy się – nikomu nie mówi: „Skoro twoja żona cudzołoży, to i ty idź i cudzołóż. Ja mam gdzieś cały Kościół, który sam ustanowiłem, wraz z naukami o nierozerwalności małżeństwa, które również sam ustanowiłem. Cudzołóżcie więc wszyscy, ile chcecie, a Ja wam wszystko przebaczę”.

Jestem przekonany, że lepiej dla nas jest walczyć z grzechem wdzierającym się do naszego życia i niszczącym nasze rodziny niż toczyć bitwy z Kościołem i występować w obronie grzechu.

 

autor: Mirosław Rucki

 

                                                      

MSZE ŚWIĘTE

W PARAFII REGULICE

W niedziele i święta kościelne:

700, 900, 1100, 1600

W dni powszednie:

wtorek i czwartek o 700,

poniedziałek, środa, piątek i sobota o 1700

w okresie letnim:

poniedziałek, środa, piątek, sobota:

godz. 1800

wtorek, czwartek:

godz. 700

Wirtualny spacer